Forum www.prozaicy.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<      ~   Czterdzieści siedem dni
Aleey
PostWysłany: Pon 18:56, 19 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław


To opowiadanie napisałam dawno i publikowałam już w kilku miejscach, między innymi na moim blogu. Pomyślałam jednak, że skoro to forum dopiero zaczyna i na razie nie ma tu zbyt wiele prac, moja raczej nie zaszkodzi. Zapraszam do czytania i komentowania, jeśli macie ochotę Smile

I ostrzeżenia:
- treść utworu dotyczy związków homoseksualnych
- możliwe, że znajdzie się w nim kilka wulgaryzmów
- niektórzy twierdzą, że ta praca jest długa, ale to w sumie subiektywna opinia kilku osób

Czterdzieści siedem dni


Czterdzieści siedem dni – tyle trwała moja miłość. Więcej nie potrafiłem kochać i nie chciałem. Wystarczyło mi tylko czterdzieści siedem dni, a ciąg dalszy już nie przyszedł. Nawet nie dlatego, że już więcej nie potrzebowałem. Po prostu miłości już nie było.

Pierwszy dzień minął bardzo szybko. Trwałem w ciszy i nudzie w samym centrum świata, a potem wsiadłem do pociągu i pojechałem w miejsce, którego nie znałem. W miejsce, którego nie potrafiłem wskazać palcem na mapie. A jednak, kiedy wysiadłem z mojego wagonu, wiedziałem już, że je kocham, że tu znajdę moją miłość. I wybrałem się autobusem tam, gdzie miałem spędzić kolejne czterdzieści siedem dni przepełnionych tym pięknym uczuciem.

Drugiego dnia obudziłem się w dziwnej pozycji. Leżałem bowiem skulony przy ścianie, chociaż nigdy nie lubiłem spać w ten sposób. Na półce obok łóżka znajdowała się książka w czerwonej okładce, bez żadnych napisów. Bez tytułu czy z tytułem ukrytym wewnątrz? Nie wiem, nigdy więcej na nią nie spojrzałem, bo nie należała do mnie. Wychodząc z pokoju widziałem postać leżącą na podłodze w całej górze pościeli. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Zostałem ostrzeżony wcześniej, że mój nowy współlokator nie jest normalny, co potwierdził fakt, że obok jego półnagiego ciała, widziałem różnego rodzaju metalowe przedmioty, których przeznaczenia nawet nie próbowałem odgadnąć.

Trzeci dzień przeznaczyłem na zapoznanie się z zasadami obowiązującymi w szkole, do której zacząłem uczęszczać. Studiowałem regulamin trzynaście godzin, a w pokoju unosił się nieprzyjemny zapach palonej gumy. W chwilach zwątpienia w możliwość przestrzegania tych zasad, wpatrywałem się w podłogę pokrytą niezliczonymi śmieciami i mniej więcej równą ilością ubrań czystych i brudnych. Nic z tego nie należało do mnie. I to też nie ja przypalałem rogi różnych przedmiotów zapalniczką z obrazkiem przedstawiających zdjęcie rodem z filmu dla dorosłych.

Czwartego dnia poszedłem na lekcje, zostawiając mojego współlokatora w miłej atmosferze chaosu i prawie artystycznego nieładu. Poznałem kilka uroczych dziewcząt, które z chęcią oprowadziły mnie po wszystkich budynkach na terenie szkoły. Szczególną uwagę zwróciłem na wykład przed salą numer dwanaście, gdzie wpatrywałem się w niesamowicie duże piersi jednej z tych dziewczyn. Opowiadała coś o tym, których nauczycieli powinienem unikać, ale ja zawsze wolałem patrzeć niż słuchać. Wieczór spędziłem w jej pokoju.

Piątego dnia nie robiłem nic – była sobota. Wiele osób wyjechało do swoich rodzin. Ale ja zostałem, nie potrzebowałem powrotu. Leżałem tylko w łóżku i myślałem o tym, co chciałbym kiedyś zrobić. Poza teorią pójścia na studia, nic nie przychodziło mi do głowy.

Szósty dzień minął podobnie jak piąty, ale tym razem mój współlokator podzielił moje fascynujące zajęcie. Momentami zastanawiałem się, czy nie powinienem czegoś do niego powiedzieć, ale rozmyślałem się za każdym razem, kiedy rzucał mi groźne spojrzenie.

Siódmego dnia nareszcie zacząłem uważać na jakiejś lekcji, ale dowiedziałem się dzięki temu tylko tego, że byłem idiotą, nie wiedząc, jak określić położenie geograficzne miasta o nazwie, której nie potrafiłem wymówić. Mój współlokator pojawił się przez cały dzień tylko na geografii i na sam koniec mruknął coś, co brzmiało jak „Po co to komu potrzebne”, tyle że ubarwione jeszcze dwoma niezbyt urokliwymi słowami. Po zajęciach poszedłem do dziewczyny o dużych piersiach. Piłem, a potem urwał mi się film. Pamiętam jedynie, że rzygałem, kiedy wróciłem do pokoju, a mój współlokator leżał wtedy na ziemi i palił skręta.

Ósmego dnia przeczytałem osiemnaście razy podpunkt piąty punktu dziesiątego : „Uczniom placówki zabrania się posiadania alkoholu, tytoniu i wszelkiego rodzaju środków odurzających na terenie szkoły i internatu”. Już osiem dni po przyjeździe złamałem około trzech zasad, nie licząc tego przytoczonego. W moim pokoju znajdowały się właściwie wszystkie zabronione substancje, chociaż starałem się ich nie dotykać, jeśli tylko nie musiałem. Na wszelki wypadek wolałem nie zostawiać swoich odcisków palców na plastikowych torebeczkach. Już lepsze życie w bałaganie niż w więzieniu. Zawsze mogłem powiedzieć, że wcześniej tego tam nie było.

Dziewiątego dnia kazałem współlokatorowi zabrać ubrania z mojej części pokoju, za co dostałem w twarz. Niezbyt mocno, ale wkurzyłem się na tyle, aby mu oddać. Chyba nie spodziewał się jakiejkolwiek reakcji, bo zatoczył się po otrzymaniu ciosu. Kiedy wychodziłem z pomieszczenia, słyszałem mamrotane pod nosem obelgi na mój temat. Kiedy wróciłem wieczorem, pokój przedzielała biała, krzywo namalowana farbą plakatową linia, a po stronie podłogi, która nie należała do niego, nie znajdowała się ani jedna z jego rzeczy. Za to w drugiej części wszystkie brudne ubrania i inne przedmioty ułożone były w całkiem wysokie stosy, bo musiał teraz upchnąć je na mniejszej powierzchni.

Dziesiątego dnia opiekun naszego budynku postanowił zatroszczyć się o moje zdrowie i przyszedł zobaczyć, jak żyje mi się w jednym pokoju z młodocianym narkomanem. Wyszedł ze współczującą miną, mówiąc: „To nie twoja wina – to, co się tam dzieje. Już dawno by go stąd wywalili, gdyby jego rodzice nie byli głównymi sponsorami szkoły”.

Jedenastego dnia mój współlokator dla odmiany się upił. Cały wieczór wyśpiewywał jakieś wesołe piosenki na temat tego, że właśnie przespał się z najbardziej puszczalską dziewczyną w szkole. Ja za to zrobiłem bardzo ładny plakat, aby podwyższyć sobie ocenę z geografii, jednak moja piątka nie dotrwała do kolejnego dnia. Praca poszła z dymem około czwartej nad ranem.

Dwunastego dnia nie działo się nic. Zupełnie nic. Tak niesamowicie zwykły dzień.

Trzynasty dzień za to spędziłem dosyć ciekawie, w towarzystwie ciemnowłosej, pryszczatej dziewczyny w bibliotece, odrabiając kolejne zadania domowe. Nie, żeby podobało mi się robienie zadań domowych - po prostu dziewczyna była milsza niż reszta ludzi, których tam spotkałem i miała coś do powiedzenia, nie powtarzała wszystkiego za innymi.

Czternastego dnia postanowiłem przejść się nad jezioro znajdujące się poza terenem szkoły. Poświęciłem na tę wycieczkę sześć lekcji, ale nie żałowałem tego wcale. Zawsze jakoś dziwnie ciągnęło mnie do przyrody, chociaż notorycznie niszczyłem ją, wyrzucając papierki na ziemię, nie segregując śmieci i stojąc pod prysznicem prawie dwie godziny bez zakręcania wody.

Piętnastego dnia, późno w nocy, doznałem szoku, stwierdzając, że mój współlokator stoi koło mojego łóżka i gapi się na mnie przeraźliwie groźnym wzrokiem. Wrzasnąłem na niego, żeby „wypierdalał na swoją połowę pokoju”, ale zrobił to dopiero pół minuty później. I zasnął właściwie od razu. Przez resztę nocy patrzyłem w stronę jego łóżka, bojąc się pogrążyć w głębszym śnie. Odniosłem zniewalająco wyraźne wrażenie, że nie jest on raczej moim fanem.

Szesnastego dnia w końcu poszedłem na wszystkie lekcje zupełnie niewyspany. Ale kiedy wróciłem do pokoju, od razu poszedłem spać, nie zwracając uwagi, że mój współlokator tam jest i może mnie zabić jednym z tych swoich dziwnych metalowych przedmiotów, kiedy będę nieprzytomny. Obudziłem się wieczorem, ale jeszcze nie zapadł zmrok, a on znów stał nad moim łóżkiem. Tyle, że tym razem był jakby nieobecny. Domyśliłem się, że coś brał, ale znów kazałem mu wracać na swoją część pokoju tylko, że tym razem nie posłuchał. Usiadł na brzegu mojego łóżka, a potem przewrócił się prosto na mnie. Jęknął coś pod nosem, kiedy powiedziałem, żeby dał mi w spokoju spać, ale nadal leżał na mnie i raczej nie zamierzał wracać do swojego łóżka. W efekcie został ze mną na całą noc, chociaż trudno było mi zasnąć, kiedy bałem się o własne zdrowie i życie.

Siedemnastego dnia, w czwartek, wstałem wcześnie rano i bardzo szybko wyszedłem. I przez resztę dnia oglądałem się za siebie z obawą, że mój współlokator zrobi mi krzywdę za to, że rano obudził się w cudzym łóżku.

Osiemnastego dnia postanowiłem zrezygnować jednak z pomysłu tułania się po pokojach przypadkowych dziewczyn, aż nie upewnię się, że nic mi nie grozi. Cierpiałem bardzo z powodu braku mojej szczoteczki do zębów i wielu innych rzeczy, do których posiadania zdążyłem się mocno przyzwyczaić przez kilkanaście lat życia. Ale mój współlokator zachowywał się normalnie. Normalnie, jak na jego standardy.

Dziewiętnastego dnia odezwał się do mnie po raz pierwszy zdaniem dłuższym niż „Gdzie, do cholery, jest moja strzykawka?!”. Spytał mnie, co sądzę na temat demonów o nazwie demony testowe, które wchodzą do mózgu człowieka przez uszy i mieszkają w ludzkim umyśle przez okres trzech lat. Miałem ochotę spytać, czy brał coś wcześniej, ale jakoś nie miałem odwagi, więc wymamrotałem tylko sennym głosem: „Są spoko”.

Dwudziestego dnia odniosłem wrażenie, że zadowoliła go moja odpowiedź z dnia poprzedniego, bo chciał się ze mną podzielić proszkiem rozsypanym na szafce przy jego łóżku. Odmówiłem, ale za to wypiłem z nim trochę jakiegoś dziwnego, mocnego alkoholu. Nie byłem właściwie pewien, czy w tym nie było jakiś prochów, ale nie robiło mi to żadnej różnicy, bo i tak miałem zamiar stracić tego dnia przytomność. Niestety się nie udało, dlatego pamiętam teraz, jak całowałem go w szyję chyba z milion razy, a on mruczał w sposób, którego się po nim zupełnie nie spodziewałem. Zresztą nie spodziewałem się też, że taka sytuacja może kiedyś nastąpić. Trzy dni wcześniej dzięki niemu bałem się, gdy ktoś szedł za mną pustym korytarzem. No ale stało się i chyba tylko ja pamiętałem tę sytuację.

Dwudziestego pierwszego dnia uczyłem się do testów z różnych przedmiotów, które musiałem napisać. Oprócz nauki pamiętam jeszcze z tego dnia moment, kiedy on wstrzyknął sobie coś w żyły, a potem kręcił się ze śmiechem wokół własnej osi po środku naszego wspólnego pokoju.

Dwudziestego drugiego dnia zawaliłem wszystkie testy, jakie miałem do napisania. Nie potrafiłem się skupić. Cały czas myślałem o wirowaniu. Jakbym to właśnie tylko jego fazę zapamiętał zamiast tego, co czytałem. Na ostatni test nawet nie poszedłem. Zwyczajnie w świecie udałem się do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Leżałem tak do późnego popołudnia, kiedy postanowiłem jakoś się ogarnąć przed kolacją. Mój współlokator wszedł wtedy do pokoju i oznajmił mi, że jest szczęśliwy. Stał tak przez chwilę z autentycznym szczęściem na twarzy, a potem podszedł do mnie i pocałował w usta. Jego wargi były niesamowicie ciepłe i gorzkie. Nie w taki sposób, w jaki gorzka jest kawa. Raczej tak gorzkie, jak biały grejpfrut. Trochę gorzkie, trochę kwaśne i troszeczkę słodkie. Po tym pocałunku nie miałem pojęcia, co zrobić. Więc poszedłem bez słowa na kolację. Kiedy wróciłem, siedział w tym samym miejscu z tak samo wesołą miną. Zamknąłem drzwi na zasuwkę i tym razem to ja pocałowałem jego. A potem pieprzyłem go długo i mocno pośrodku naszego wspólnego pokoju. Chyba nawet zatarliśmy tą nierówną linię dzielącą pokój na pół.

Dwudziestego trzeciego dnia obudziłem się zupełnie sam, zupełnie nagi w swoim łóżku. Nie wiem, czego się spodziewałem. Właściwie nie wiem, czy w ogóle czegoś się spodziewałem, ale przeżyłem lekkie rozczarowanie tym, że nie leżał przy mnie. Ogarnąłem się i poszedłem na lekcje. Zdążyłem akurat na drugą. Była środa, sam środek tygodnia, a ja zamiast słuchać tego, co mówi nauczycielka, rozpamiętywałem poprzednią noc i zastanawiałem się, co teraz będzie. Ze mną i z nim. Wieczorem znów był szczęśliwy, a ja znów wykorzystałem okazję i znów pieprzyłem go w tym samym miejscu. Odniosłem tylko wrażenie, że był trochę bardziej trzeźwy niż zazwyczaj.

Dwudziestego czwartego dnia, w trakcie lekcji chemii, całowałem go w męskiej toalecie na drugim piętrze. Po prostu wpadłem na niego wchodząc tam, a on wepchnął mnie do jednej z kabin. Obciągnął mi. Byłem zmęczony. Po poprzedniej nocy i po jeszcze poprzedniej. A on znów był szczęśliwy. Po tych trzech razach odkryłem, że dla niego słowo szczęśliwy jest równoznaczne z napalony. Właściwie nie mogę powiedzieć, żeby jego szczęście w jakikolwiek sposób mi przeszkadzało.

Dwudziestego piątego dnia w końcu się wyspałem. Szczęście chyba opuściło mojego współlokatora, bo tego dnia nie odezwał się do mnie ani razu. Nigdy nie lubiłem piątków.

Dwudziesty szósty dzień minął szybko. Uczyłem się, aby poprawić testy, ale miałem wrażenie, jakby te wszystkie wiadomości po prostu przeze mnie przelatywały nie zostawiając nic po sobie. Czekałem, aż on wróci. Ale nie było go bardzo długo. Przyszedł dopiero o drugiej w nocy i nie wyglądał już na szczęśliwego. Położył się do łóżka w ubraniach, które miał na sobie od dwóch dni. Leżał tak dziwnie skulony pod samą ścianą, a mi zrobiło się smutno. Podszedłem do niego. Pogłaskałem lekko po głowie. Odtrącił moją rękę, ale zrobiłem to jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu nie miał już chyba siły odpychać mnie od siebie, a ja położyłem się obok. Kolejne pół godziny leżał i nic nie mówił, chociaż wiedziałem, że nie śpi. Dopiero po tym czasie mruknął coś cicho pod nosem, nawet nie usłyszałem co. A potem odwrócił do mnie i przytulił głowę do mojej klatki piersiowej. Usłyszałem słowa „Boję się” wychodzące z jego ust. To było tak niesamowicie dziwne, że sam zacząłem się bać. Nie wiem czego. To był po prostu strach.

Dwudziestego siódmego dnia w końcu poszedł pod prysznic i ubrał coś innego. Kiedy wrócił do pokoju, leżałem w jego łóżku i gapiłem się w sufit. Usiadł na mnie okrakiem i pocałował moje usta. Tym razem smakował miętową pastą do zębów, a ja lubiłem ten smak. Pozwalałem mu na wszystko, czego tylko chciał, nie zastanawiając się nad tym, czy powinienem. Nie próbowałem już nawet wmawiać sobie, że nie chcę uprawiać z nim seksu, bo naprawdę bardzo chciałem. Tego dnia to nie ja pieprzyłem jego. On pieprzył mnie i czułem się naprawdę nieziemsko.

Dwudziestego ósmego dnia poczułem coś innego niż kiedykolwiek wcześniej. Poczułem chęć uśmiechnięcia się, gdy zobaczyłem, jak rano wstaje z łóżka. W efekcie nie uśmiechnąłem się, przerażony tym uczuciem, ale to było coś nowego. I z tym samym uczuciem wieczorem dotykałem całego jego ciała. Pierwszy raz jakiś obiekt tak niesamowicie mi się podobał. Uwielbiałem jego ciało. Chciałem go dotykać w nieskończoność. Takie piękne…

Dwudziesty dziewiąty dzień był dniem, w którym zawaliłem poprawy wszystkich testów, z wyjątkiem biologii. Ale nie przeszkadzało mi to, bo on w trakcie ostatniej lekcji znów był szczęśliwy, a ja uwielbiałem dotyk zimnych, srebrnych pierścieni, które nosił na palcach lewej dłoni. Nigdy wcześniej szybkie obciąganie w kiblu nie dało mi tak wiele.

Trzydziestego dnia doszedłem do wniosku, że naprawdę coś do niego czuję, ale bałem się nazwać to po imieniu. Właściwie nie bałem się. Raczej wstyd było mi przyznać, że czuję do niego coś, na co ludzie często pracują latami związku. A przecież nawet z nim nie rozmawiałem. Nigdy nie zamieniliśmy więcej niż trzy zdania. Nasz związek był naprawdę bardzo płytki. Tylko seks. Nie, nie mogłem nazwać tego miłością. To tylko seks.

Trzydziesty pierwszy dzień dziwnie szybko zleciał. Nawet nie zauważyłem, kiedy minął. Nie widziałem go i nie potrafiłem się z tym pogodzić.

Trzydziestego drugiego dnia przyszedł na lekcje. Był na wszystkich, chociaż nigdy tego nie robił. Ale nie patrzył na mnie. Nie całował wieczorem. Tej nocy nie było nas.

Trzydziestego trzeciego dnia poczułem, jak oddalił się ode mnie przez te kilka dni. Ale wieczorem znów byliśmy razem, znów pieprzyliśmy się na środku pokoju, jak za pierwszym razem. Uwielbiałem to miejsce, w którym biała linia była rozmazana.

Trzydziestego czwartego dnia w końcu doszedłem do momentu, w którym byłem w stanie powiedzieć mu, że coś do niego czuję. Ale gdy tylko wszedł do pokoju i oznajmił, że znów jest szczęśliwy, przestałem myśleć o miłości, bo ja też nagle stałem się szczęśliwy.

Trzydziesty piąty dzień spędziłem na leżeniu w łóżku. Razem z nim. Przytulał się do mnie. Przypominałem sobie, jak widziałem go na początku naszej znajomości i nie wierzyłem, że to jest ten sam człowiek. To był poniedziałek, a ja znów przegapiłem wszystkie sześć lekcji.

Trzydziestego szóstego dnia poszedłem nad jezioro. Wcześniej powiedziałem opiekunowi budynku, że czuję się źle i będę spał. Wyszedłem, kiedy akurat nie patrzył. Spędziłem tam kilka godzin, chociaż było mi przeraźliwie zimno. Wracając, spotkałem jedną z dziewczyn, które oprowadzały mnie pierwszego dnia. Tę z niesamowicie dużymi cyckami. Zaprosiła mnie do swojego pokoju. Odkryłem wtedy, że wielkie cycki już mi się nie podobają.

Trzydziestego siódmego dnia dostałem w końcu dobrą ocenę z biologii. Dziewczyna z dużymi cyckami zrobiła dla mnie ładny plakat o skutkach palenia papierosów. Tym razem plakat nie został spalony, co niezmiernie przypadło mi do gustu. Mój współlokator tego dnia tylko leżał w swoim łóżku, a ja byłem zbyt mocno podekscytowany tym, że potrafię coś załatwić, aby spytać, dlaczego jest taki smutny. Zresztą to mu się zdarzało bardzo często. Czasami po prochach miał fazy, w czasie których się strasznie bał, ale nie wiedział czego. Już przerobiłem to z nim wcześniej i czułem, że drugi raz nie muszę.

Trzydziestego ósmego dnia znów spędziłem lekcję chemii w męskiej toalecie. Tyle że tym razem siedziałem tam sam i paliłem skręta zgarniętego z półki mojego współlokatora. W końcu on też tam do mnie przyszedł, ale tylko siedzieliśmy i gapiliśmy się na siebie nawzajem. Ach, on też oblizywał usta. Zawsze tak robił, kiedy nie czuł się całkiem pewnie. To mnie w jakiś sposób prowokowało, ale jednocześnie nadawało mu takiego dziwnego uroku, przez który nie byłem w stanie go pocałować.

Trzydziestego dziewiątego dnia nie mogłem nic jeść. Patrzyłem, jak on siedział po drugiej stronie stołówki. Siedział przez cały posiłek tak samo. Nawet nie dotknął jedzenia. I tak na śniadaniu, obiedzie i kolacji. Wieczorem czekałem na niego bardzo długo, ale byłem też bardzo zmęczony. Zasnąłem w jego łóżku, w dżinsach i bez koszulki.

Czterdziestego dnia nie przyszedł w ogóle do pokoju. Widziałem go tylko raz, kiedy rozmawiał z dziewczyną z bardzo dużymi cyckami. Był znów tak samo śmiały i patrzył na nią z takim wyzwaniem, którego mi cały czas brakowało.

Czterdziestego pierwszego dnia wieczorem oznajmił mi, że spał z tą dziewczyną i było mu bardzo dobrze. Nie miałem pojęcia, co mogę odpowiedzieć. Ja sam też go zdradzałem i to też z nią. O ile to mogła być zdrada. My przecież tylko się pieprzyliśmy, nie byliśmy nawet parą. Ale poczułem takie ukłucie, jakby ktoś chciał mnie przebić na wylot bardzo długą igłą.

Czterdziestego drugiego dnia powiedziałem mu, że mnie wkurza, kazałem posprzątać, po czym wyszedłem. Zdziwiłem się, gdy po moim powrocie w pokoju panował taki ład, jak nigdy wcześniej. Naprawdę nie sądziłem, że wykona moje polecenie. Całowałem go potem długo i pieprzyłem tylko przez chwilę. Był niesamowicie trzeźwy. Jak nigdy wcześniej. Patrzył na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami albo mrużył je lekko, kiedy było mu bardzo dobrze. Przypomniało mi się, że jego oczy nigdy wcześniej nie miały koloru. Były całkiem czarne. Nosił soczewki maskujące ten piękny błękit. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, jak wyglądał naprawdę.

Czterdziestego trzeciego dnia, kiedy się obudziłem, stał nad moim łóżkiem, ale tym razem nie wyglądał groźnie. Tym razem zbierało mu się na płacz. Położył się koło mnie, a ja zauważyłem, że znów ma niebieskie oczy. Ściągnął też wszystkie pierścienie z palców. Zostały mu po nich ślady. Dotknął tymi palcami mojej twarzy, a ja oznajmiłem, że muszę iść na lekcje. Nie sądziłem, że to może być głębsze niż te jego chwilowe depresje. Miewał tak często, a ja już zawaliłem przez niego kilka sprawdzianów.

Czterdziestego czwartego dnia nie pojawił się wcale. Chyba tęskniłem, ale nie potrafiłem tego precyzyjnie określić. Czułem COŚ. Albo nic.

Czterdziestego piątego dnia znów go nie widziałem. Tym razem tęskniłem. Naprawdę.

Czterdziestego szóstego dnia rano obciągnął mi w męskiej toalecie, a potem bardzo długo całował. Chciałem mu powiedzieć, że go kocham, ale znów nie miałem odwagi. Zacząłem tylko „Ja…”, a on przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Mogłem przecież go od siebie odsunąć. Ale uznałem, że jeśli on nie chce rozmawiać, nie powinienem. Nigdy nie rozmawialiśmy. Jego oczy cały czas były niebieskie. Wiedziałem to, chociaż prawie cały czas miał je zamknięte. Nie patrzył na mnie. Wplotłem palce w ciemne, poplątane włosy i mruknąłem cicho. Chyba kochałem. Wtedy kochałem go bardzo. Ale wyszedłem z tej łazienki i zostawiłem go tam samego. Byłem świadomy tego, że jest naćpany i że znów ma te swoje lęki. Ale miewał je tak często. Nie widziałem go już więcej tego dnia.

Czterdziestego siódmego dnia dowiedziałem się, że trafił do szpitala. Przedawkował coś. Ledwo udało się go odratować. Wziął coś po moim wyjściu z toalety. A potem… Nie mogłem myśleć o tym, co było potem. Wiedziałem, że mógł umrzeć. Tylko dlatego, że mnie nie interesował jego strach. Wieczorem poszedłem do tego szpitala. Właściwie wyszedłem ze szkoły około piętnastej, ale doszedłem na miejsce późnym wieczorem. Chciałem go zobaczyć, więc skłamałem, że jestem jego bratem. Akurat widziałem kiedyś jego brata, był chyba kilka lat od niego starszy. Nie sądziłem, że jego rodzina przyjedzie akurat wtedy. Spotkałem jego matkę. „Rozmawiałam z nim dwa dni temu” – powiedziała mi, kiedy już wyjaśniłem, że jestem jego współlokatorem i się przyjaźnimy. „Chyba wiem, dlaczego to zrobił.” – dodała, a dopiero wtedy dotarło do mnie, że on naprawdę chciał się zabić. To nie był przypadek. On tego chciał. „Powiedział mi, że kogoś kocha. I mówił dokładnie w ten sposób. Powiedział <<Mamo>>, a potem zaczął płakać. Ta dziewczyna musiała być dla niego bardzo ważna.” – powiedziała, a ja momentalnie zbladłem. Kochał kogoś. Nie, nie kochał KOGOŚ. Kochał mnie. „Mówił też coś o tym, że są bardzo blisko, ale on wolałby, żeby czasami zrobili coś innego, niż zwykle, coś dobrego. Właściwie nie jestem pewna, co miał na myśli, bo mówił to wszystko przez łzy i rozumiałam tylko niektóre fragmenty. Chyba pierwszy raz w życiu się tak przede mną otworzył” – oznajmiła, a ja nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Chciałem tylko, aby się obudził, abym mógł go spytać, czy to naprawdę mnie kocha. Jego ojciec podwiózł mnie do szkoły. W drodze zastanawiałem się, co by zrobił, gdyby wiedział, że prawie każdego dnia przez ostatnie dwa tygodnie pieprzyłem jego syna. Co by zrobił, gdyby wiedział, że mogłem po prostu zostać z nim kilka minut dłużej, albo zabrać mu te cholerne prochy. Wyobrażałem sobie jego reakcję, a serce biło mi szybciej. Naprawdę myślałem przez moment, aby powiedzieć to na głos – „Pieprzyłem go, przeze mnie chciał umrzeć. Kochał mnie, a ja nie miałem odwagi na odwzajemnienie jego uczucia i przyznanie się do swojej miłości. Zostawiłem go samego, a pięć minut później prawie umarł”. Czy to nie byłoby cudowne? Móc wypowiedzieć te słowa.

Czterdziestego ósmego dnia obudziłem się wiedząc, że już go nie kocham, że już go nie chcę. Kochałem do czasu, aż dowiedziałem się, że on kocha mnie. To miała być miłość bez słów, bez wyznań. Tego właśnie chciałem. Dlatego nigdy mu nie powiedziałem. Bo nie potrzebowałem odwzajemnienia. Pojechałem jeszcze raz do szpitala. Patrzyłem na niego i te wszystkie rurki poprzyczepiane do jego ciała. Klepnąłem go lekko w policzek, bez większej nadziei. Ale on otworzył oczy. Zwykły zbieg okoliczności. „Kochałem cię” – powiedziałem, a on spojrzał w moją stronę. Jego tęczówki były niebieskie, a on sam mocno zmęczony. „Teraz już cię nie kocham. Zresztą twoja mama i tak wolałaby, abyś próbował zabić się przez jakąś blond zdzirę. Tatuś chyba też. Jak sądzisz, co by powiedział, gdyby dowiedział się, że jego kochany synek potrafi świetnie robić loda? Co by pomyślał, gdyby dowiedział się, że brałeś mojego fiuta do ust? Chyba nie byłby zbyt szczęśliwy, nie sądzisz? Zastanawiałem się nad tym wczoraj, ale nic nie powiedziałem. Zostawiam to tobie, jeśli kiedyś poczujesz taki obowiązek. A teraz wychodzę i mam nadzieję, że więcej cię już nie spotkam” – oznajmiłem i pocałowałem ostatni raz jego usta. Takie miękkie.

Potem już go nie widziałem. Nigdy później go nie zobaczyłem i nigdy później nie czułem się tak szczęśliwy, jak z nim. Ale jestem pewien, że musiałem go zostawić. Jeszcze parę razy słyszałem pytania na jego temat, śnił mi się często. Wieczorem patrzyłem na białą linię i miejsce, w którym została rozmazana. Nie pozwoliłem jej usunąć. Jego matka do mnie zadzwoniła, aby spytać, czy nie przyjadę go odwiedzić. Podobno stracił czucie w lewej ręce, bo te prochy uszkodziły mu coś w mózgu. Moim zdaniem, zawsze miał coś uszkodzone, ale zrobiło mi się przykro, bo to właśnie tą ręką mnie zazwyczaj dotykał. Tą ręką rozpinał moje spodnie, gdy akurat był… szczęśliwy. Odpowiedziałem kobiecie, że on raczej nie potrzebuje mojej wizyty i rozłączyłem się. Jeszcze kilka razy próbowała się do mnie dodzwonić, ale nie odbierałem. Za każdym razem, kiedy naciskałem „odrzuć połączenie”, widziałem w myślach jego błękitne oczy, takie same, jak wtedy gdy mówiłem, że już go nie kocham. Kilka razy zastanawiałem się, jakby to wyglądało, gdybym jednak zechciał z nim być. Byłem ciekaw, czy powiedziałby rodzicom o tym, że jesteśmy razem. Ale nigdy się nie dowiedziałem. Moja miłość po prostu się skończyła. Czterdzieści siedem dni – tyle trwała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Śro 13:32, 21 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Ciekawa konwencja, chociaż sam temat nieszczególnie mnie zaciekawił. Wolę fakty od uczuć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Pią 13:10, 23 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


A jak dla mnie, to w górze to jest naprawdę bardzo udany kawałek tekstu!
Nienawidzę suchych faktów - kocham uczucia, jakkolwiek to zabrzmi.
Już teraz mogę Ci powiedzieć, że masz naprawdę bardzo ciekawy styl, który było widać cały czas. Treść ma jakby... rytm, właśnie.
I chociaż nie przepadam za czytaniem właśnie takich homoseksualnych tekstów (nie, żebym miała coś przeciwko nim, po prostu czuję się... nieswojo, chyba), to jednak mi się podobało. Czasami miałam tylko wrażenie, że narrator jest jednak zbyt... dziewczęcy jak na faceta. Ale to tylko przebłyskami.
Co jeszcze?
Brawa dla Ciebie, że nie unikasz dużych słów, kiedy są potrzebne. Nadało to, oczywiście, realności tekstu.
Wydaje mi się, że najgorzej wyszedł Ci przedostatni akapit - ot, tak po prostu. Najmniej przypadł mi do gustu.
I wierz mi - wcale nie jest długi tekst. Ma adekwatny tytuł i w sam raz wszystko opisuje. Nie jest ni za mało, ni za dużo. Ogólnie, to miałaś bardzo fajny pomysł, żeby tak opisać dzień po dniu.
Reasumując: podobało mi się i naprawdę z ogromną przyjemnością przeczytam jeszcze coś Twojego. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aleey
PostWysłany: Sob 15:07, 24 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław


Niestety, halska, większość moich tekstów odnosi się do miłości homoseksualnej Wink. Ale cieszę się, że się podobało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Nie 17:22, 25 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Ale jak powiedziałam - wytrzymam i naprawdę chętnie poczytam. Więc jeśli będziesz coś jeszcze miała, to śmiało możesz wklejać. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aleey
PostWysłany: Pon 20:35, 26 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław


A może nawet obejdzie się bez wątku o homoseksualizmie, bo napisałam dzisiaj opowiadanie na polski, które wyjątkowo mi się nawet trochę podoba i nie ma w nim takich związków ;P.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie GMT

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.prozaicy.fora.pl Strona Główna  ~  

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach