Forum www.prozaicy.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<      ~   Niedokończone opowieści

Która z opowieści powinna być kontynuowana?
Żadna
0%
 0%  [ 0 ]
"Bagnis"
0%
 0%  [ 0 ]
"Tysia"
0%
 0%  [ 0 ]
"Uwaga, ta książka wciąga! (Dosłownie)"
60%
 60%  [ 3 ]
Wszystkie
40%
 40%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 5

Maera Fey
PostWysłany: Pon 20:02, 12 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Ponieważ halska. wyraźnie mi pozwoliła, zdecydowałam umieścić na forum kilka moich tekstów. Oto fragmenty trzech różnych opowieści, z różnych względów przeze mnie porzuconych. Jak sądzicie, czy powinnam którąś z nich kontynuować?

Bagnis
To już koniec – pomyślał Willim. Jednego może by i pokonał, lecz z trzema uzbrojonymi przeciwnikami nie miał szans. Mężczyźni najwyraźniej również zdawali sobie z tego sprawę, bo uśmiechnęli się do siebie i zaczęli otaczać chłopaka.
Nawet gdyby chciał, nie miałby dokąd uciekać. Zaułek kończył się kamienną ścianą. Jednak nie obchodziło to Willima. Naczytał się zbyt wielu eposów rycerskich, by coś takiego jak ucieczka przyszło mu do głowy. Jego prześladowcy obnażyli miecze.
A więc, to dzisiaj umrę. – Ta myśl nie wzbudziła w nim smutku. Przecież nie miał na co narzekać. Szykowała mu się piękna, bohaterska śmierć. On, sam jeden obrońca słusznej sprawy, polegnie w nierównej walce. Świetny materiał na poemat. Co prawda, obraz psuł nieco wymiotujący do rynsztoka wyrostek, ale w życiu nie można mieć wszystkiego.
- Widzisz pętaku?! – odezwał się jeden z drabów. – Nie masz żadnych szans!
- Właśnie – zgodził się drugi. – Zakłucie go mieczami będzie nudne.
Zatrzymali się wyraźnie skonsternowani. Rzeczywiście trzech na jednego to żadna zabawa.
- To może zatłuczemy go gołymi rękami? – zaproponował ostatni z nich.
Po krótkim zastanowieniu jego kompani doszli do wniosku, że to mogłoby być nawet ciekawe. Schowali oręż do pochew.
Willim zaczął otwierać usta by zaprotestować. Jak to? Zmieniać honorową walkę na zwykłą bijatykę? To nie uchodzi. Nie tak się załatwia sprawy, przynajmniej w romansach rycerskich. Jednak poglądy młodzieńca na temat piękna śmierci oraz zasad honorowej walki zostały szybko zrewidowane, gdy pięść trafiła go w żołądek. Zaś solidny kopniak, który otrzymał w głowę upewnił go całkowicie, że nie chce umierać w tym śmierdzącym zaułku.
- Szszszo sze szu dzieje? – rozległo się niespodziewanie.
Zaskoczeni napastnicy zaprzestali pastwienia się nad swą ofiarą. Zatłuczenie bezbronnego chłopaka nie było kłopotem. Jednak ingerencja osób trzecich już tak, a oni nie chcieli kłopotów. Z niepokojem unieśli wzrok, aby zobaczyć, kto im przerywa. Odetchnęli z ulgą. To tylko zapijaczony wyrostek korzystając z tego, iż nikt nie zwracał na niego uwagi, przestał zwracać i, silnie się zataczając, podszedł do walczących.
- Szszo sze szu dzieje, pytam szsze. – Ledwie trzymający się na nogach chłopak niecierpliwił się.
- Nie twój zawszony interes. – Przywódca bandy uśmiechnął się do siebie. Nawet gdyby chłystek zaczął podskakiwać, łatwo się z nim uporają. – Spadaj stąd mały.
- Szszszy wieszsz… – Młodzian umilkł. Zamknął oczy. Gestem poprosił, aby dano mu moment. Po kilku minutach jego zmęczona twarz nieco się rozpogodziła. Uniósł powieki. – Szy wieszsz, że to… – Puścił niezwykle malowniczego pawia. Prosto na… buty herszta! Wymioty były aż czerwone od wina. - …najlepszy sposób na oczyszczenie ciała oraz umysłu? Nader użyteczne po nazbyt hucznej zabawie.
Ogromny opryszek ryknął wściekle. Swoją potężną łapą zamachną się młodzika. Chłopak uchylił się pełnym nonszalancji ruchem. Napastnik stracił równowagę i przewrócił się. Jego kamraci natychmiast zapomnieli o leżącym na ziemi Willimie. Dobyli mieczy i ruszyli w kierunku nowego przeciwnika.
- Jakże chętnie pobawiłbym się z panami. – Wyrostek teatralnie załamywał ręce, a jego głos pełen był żalu. – Niestety szermierka nie jest moją mocną stroną.
- A co? – spytał jeden ze stojących oprychów. – Wolisz zwiewanie z podkulonym ogonem?
- Ależ skąd! – Uśmiechnął się perfidnie. – Preferuję magię, oczywiście. GESTILLAN!
Podnoszący się z ziemi drab znieruchomiał w pół ruchu. Jego koledzy również ani drgnęli. Czarodziej posłał im pełen wyższości uśmieszek. Spokojnym krokiem podszedł do Willima.
- Żyjesz? – zapytał, podając mu dłoń.
Miłośnik eposów rycerskich zawahał się przez chwilę. Od dzieciństwa wpajano mu nieufność wobec czarów. Większość prostych ludzi nie rozumiała magii, a to co niezrozumiałe budzi lęk. Szybko jednak doszedł do wniosku, że gdyby mag miał złe zamiary nie ratowałby mu skóry.
- Dziękuję wam, panie – powiedział, ujmując dłoń. – Gdyby nie wy…
- Panie, brrr! „Panie” to możesz mówić do mojego starego. – przerwał mu. – Bagnis jestem!
- Miło mi cię poznać Bagnisie. – odparł uprzejmie. wstając. – Ja zaś zwę się Willim syn…
- …Kowala? – dokończył za niego czarodziej.
- Skąd wiesz? – Kowalski syn zamrugał zaskoczony. Czyżby mag potrafił czytać w myślach?
- Po twoich szerokich ramionach, przyjacielu – odpowiedział. – Bary jak się patrzy! Siłę odziedziczyłeś po tatusiu, nieprawdaż? – Nie czekając na odpowiedź dodał: – Willim syn Kowala to strasznie oficjalne. Willie Wesołek brzmi znacznie lepiej!
Willimowi od dawna marzył się jakiś przydomek.. Willim Mężny, Willim Sprawiedliwy, Willim Lwie Serce, ale na pewno nie Willie Wesołek!
- Ja jednak wolałbym Willim – odparł.
- Dobra, niech ci będzie. To czego chciały od ciebie te chłystki? – niedoszła ofiara już szykowała się do udzielenia odpowiedzi, jednak nie dostała na nią najmniejszej szansy. Wybawca nie zrobił nawet najmniejszej przerwy w swoim słowotoku. – Czekaj, nie mów! Przecież nie będziemy gadać na ulicy. Znam znacznie przyjemniejsze miejsce, w sam raz na inteligentną konwersację między dwoma przyjaciółmi. Zaraz cię tam zaprowadzę, tylko najpierw muszę jeszcze coś załatwić.
Podszedł do najbliższego z nieruchomych drabów. Przyłożył mu dłonie do skroni.
- Forgitan – rzekł władczym tonem.
Następnie uczynił to samo z pozostałymi mężczyznami.
- Gotowe! – Aż tryskał samozadowoleniem. – Nic nie będą pamiętać.
- Nic!?
- No, może nie do końca nic – przyznał. – Pewnie będą pamiętać swoje imiona, dzieciństwo oraz jak się wiąże kaftan, ale nas to już na pewno nie. Lepiej chodźmy stąd dopóki paraliż działa.
- Nie możemy tak ich zostawić! – zaprotestował Willim.
- Dlaczego?
- Ponieważ… ponieważ… – Odpowiedni powód jakoś nie chciał przyjść mu do głowy. – Ponieważ byłoby to niehonorowe!
- O! Doprawdy? – Bagnis z zaskoczenia szeroko otwarł oczy. – Co ty nie powiesz. A niby dlaczego mielibyśmy postępować z nimi honorowo?
- Człowiek honoru zawsze postępuje honorowo!
Mag przewrócił oczami.
- Popraw mnie jeśli się mylę, ale… – zaczął. – …czy za ludzi honoru nie uważa się jedynie rycerzy, lordów oraz innych szlachetnie urodzonych?
- Emm… nie da się temu zaprzeczyć, jednak…
- A ty, synu Kowala, jesteś szlachcicem? Nie? No patrz, nigdy bym się nie domyślił! – zakpił. – Widzisz? Nie musisz traktować tych drani honorowo. To skoro już wyjaśniliśmy tę kwestię, możemy iść się napić. No rusz, że się Willie! – Pociągnął go za sobą. – Przecież nie będziemy sterczeć tu cały dzień!
Początkowo Willum chciał zaprotestować. Po pierwsze: nie nazywał się „Willie”. Po drugie: nie miał najmniejszej ochoty pić. Po trzecie: uważał, iż o honorze człowieka stanowi nie jego pochodzenie, a czyny. Po czwarte: wcale nie chciał nigdzie z nim iść, a już na pewno nie zamierzał mu się zwierzać. Na blask Świętego Kamienia! Przecież znali się niecały kwadrans. To, że ktoś uratował ci życie, nie oznacza jeszcze, iż jest on twoim przyjacielem.
Później jednak nasz bohater doszedł do wniosku, że z człowiekiem, który jednym słowem może cię sparaliżować, bądź wymazać pamięć, lepiej się nie sprzeczać. Zrezygnowany dał się poprowadzić w nieznane.

Tysia
- Wracaj tu, ty potworze! Natychmiast oddawaj to, przeklęta bestio!
Tysia, nie przejmując się krzykami, dalej biegła przed siebie. W zębach trzymała swą wspaniałą zdobycz – portki czarownika Abelarda. Zachichotała w duchu. Teraz będzie zabawnie. Niekompletnie ubrany starzec zaraz zacznie ją gonić. Będzie biegać po całej wieży, usiłując ją złapać. Oczywiście mu się nie uda, nigdy mu się nie udawało. Jakżeby mogło być inaczej skoro on ciągle poruszał się tylko na dwóch łapach? Powinien brać przykład z Tysi. Ona już dawno zorientowała się, że znacznie szybciej biega się na czworaka. Niby dlaczego te śmieszne, chwytne przednie łapy miałby wisieć sobie bezużytecznie? Jaki w tym sens? Owszem, można coś w nie złapać, ale po co? Przecież rzeczy można również nosić w buzi, co nie?
Tak więc, pręgowane ciało Tysi wyginało się z gracją w biegu, a stary czarnoksiężnik truchtał za nią niezgrabnie. Co chwilę zatrzymywał się, dyszał potwornie i łapał za serce. Jeśli chodzi o sprawność fizyczną, Abelard nie był żadnym przeciwnikiem. Bawienie się z nim w berka byłoby śmiertelnie nudne, gdyby nie jedna dodatkowa atrakcja. Czarownik zaklną i cisnął w Tysię piorunem kulistym. Była na to przygotowana. Uskoczyła zręcznie. Pocisk trafił w wypełnioną księgami półkę. Po pomieszczeniu rozniósł się zapach palonego pergaminu. Starzec zawył niczym wściekłe zwierzę. Cisnął kolejnym piorunem. Tym razem porządnie osmalił kosztowne gobeliny wiszące na ścianie. To dopiero prawdziwa zabawa!
Z czasem czarnoksiężnik dyszał coraz głośniej. W końcu jego oddech zmienił się niemal w rzężenie. Dla Tysi był to znak. Z poprzednich doświadczeń wiedziała, iż jeśli szybko czegoś nie zrobi, Abelard podda się i przestanie ją gonić. Udała, że ona również jest już zmęczona. Zwolniła tak bardzo, iż czarownik niemal mógł pochwycić jej ogon. Stary mężczyzna wydał z siebie okrzyk triumfu. Przyśpieszył, jakby dostał skrzydeł. Tysia tylko na to czekała. Dopadła do schodów. Zaczęła się wspinać. Wysoko, wysoko, na sam szczyt wieży. Czarnoksiężnik za nią.
Wspinali się i wspinali, i wspinali, i wspinali. Gnany przez wściekłość oraz dumę czarownik bez wytchnienia podążał za Tysią. Nie poddał się nawet wtedy, gdy nie mógł się już utrzymać na nogach i musiał zacząć iść na czworaka, a rzężenie tak bardzo przybrało na sile, iż wydawało się, że za chwilę wypluje własne płuca. Nawet jeśli przydarzały mu się momenty zwątpienia, starczyło, że Tysia delikatnie połaskotała go ogonem po garbatym nosie. Wtedy złudzenie, iż może ją złapać, na nowo ożywało.
W końcu schody się skończyły, dotarli na szczyt wieży. Nie, tak właściwie to tylko Tysia tam dotarła. Abelardowi do końca wciąż jeszcze brakowało kilku stopni. Był dziwnie siny na twarzy, a mimo to wciąż parł (czytaj: niemal się czołgał) do przodu. Widok nieruchomej Tysi dodawał mu sił. Wyciągnął drżącą rękę, po swoje portki. Już tylko milimetry dzieliły powykręcane artretyzmem palce od celu. Czarnoksiężnik zacharczał po raz ostatni, po czym upadł twarzą na podłogę.
Starzec trwał bez ruchu, jednak Tysia wcale się o niego nie niepokoiła. Kiedyś, podczas jednej z poprzednich pogoni, czarnoksiężnik chwycił się za serce i zemdlał Gdy zaniepokojona Tysia do niego podeszła, błyskawicznie „ożył”. Jednym, potężnym zaklęciem sparaliżował ją na kilka dni. Tysia nie lubiła nie móc się ruszać. Nie miała zamiaru dać się dwa razy nabrać na ten sam numer.
W myślach dokonała obliczeń. Naprężyła ciało do skoku. Odbiła się idealnie, ani za słabo, ani za mocno. Zgrabnie przeleciała nad leżącym staruchem i wylądowała kilka stopni poniżej.
Abelard nawet nie drgnął.
Tysia ostrożnie zeszła jeszcze niżej.
Nic.
To zaczynało być nudne. Co to za zabawa, jeśli nikt cię nie goni? Musiała jakoś skłonić mężczyznę do wstania z podłogi, jednocześnie nie wchodząc w zasięg jego czarów. Ale jak to zrobić? Co mogłoby go tak zdenerwować, że porzuciłby swoją sprytną strategię?
Stanęła na dwóch nogach. Wzięła portki czarownika w jedną z przednich łap i uniosła je wysoko. Zaczęła nimi wymachiwać.
- Tatku Abe! Tatku Abe! – Nienawidził, gdy tak go nazywała. W ogóle nie lubił, gdy się odzywała. – Tysia ma gatki tatka Abe! Niech tatek Abe przyjdzie i zabierze!
Żadnej reakcji.
- Tatek Abe nie chce gatek? – spytała niewinnie. – Więc Tysia może zrobić tak?
Przejechała pazurem po jednej z nogawek. Powstałe rozdarcie było zaiste imponujące.
Początkowo planowała na tym poprzestać. Sądziła, iż czarnoksiężnik się wścieknie i przestanie udawać. Jednak on dalej leżał nieruchomo, a dźwięk rozdzieranej tkaniny brzmiało tak rozkosznie…
Tysia straciła panowanie nad sobą. Poszła na całość. Szarpała materiał zębami, pazurami przednich oraz tylnych łap – wszystkim, byle jak, jak popadło. Wkrótce z portek zostały tylko smętne strzępy. Skrawki latały wokół Tysi niczym płatki śniegu. Pogromczyni męskiej garderoby, dokonując dzieła zniszczenia, zaśmiewała się do rozpuku. To dopiero była zabawa! Ciekawe co powie na to staruszek!?
Abelard powiedział na to dokładnie nic. Dalej tkwił bez ruchu na posadzce.
No, to już przesada! Tysia tak się starała, a on nic!? W takim razie przyszła pora na drastyczne rozwiązanie!
Z determinacją ruszyła w stronę serca wieży – pracowni czarnoksiężnika.

Uwaga, ta książka wciąga! (Dosłownie)
-- Tak, to jest tytuł opowiadania.
Nad salą gimnastyczną wznosił się balkon. Gdy rozgrywano międzyszkolne mecze, był on po brzegi wypełniony publicznością. Roześmiane tłumy gapiów, ogłuszającym rykiem dopingujące swych ulubionych zawodników. Jednak teraz nie odbywały się żadne zawody, a WF. Nie trening jakiejś klasy sportowej, czy też szkolnej drużyny czegoś tam. Najzwyklejsza lekcja wuefu w wykonaniu przeciętnych uczennic gimnazjum. Nuda. Kto chciałby to oglądać?
Jednak balkon nie był pusty.
Stał na nim chłopak. Nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat i najwyraźniej bardzo lubił czerń. Jego buty, spodnie, podkoszulka, a nawet włosy były idealnie czarne. Przez ten, dość monotonny dobór kolorów nastolatek zdawał się być jeszcze bledszy niż w rzeczywistości. Gdyby ktoś go zobaczył, zapewne nie zwróciłby na niego uwagi. Wielu mniej, czy bardziej zbuntowanych gimnazjalistów ubierało się podobnie. Tylko jeden szczegół mógłby zastanowić hipotetycznego obserwatora. Owszem, był to jasny, słoneczny dzień, ale nie aż tak jasny oraz słoneczny, aby w zamkniętym pomieszczeniu zakładać okulary przeciwsłoneczne. Tymczasem chłopak nosił lustrzanki, oczywiście również czarne. W dodatku sprawiał wrażenie jakby ciemność przed oczami wcale mu nie przesadzała. Zdawał się widzieć wszystko doskonale. Niedbale, jakby lekceważąco, oparty o barierkę, obserwował ćwiczące dziewczęta
Akurat grały w siatkówkę, lub przynajmniej udawały, że to robią. Nie bardzo znały zasady, więc niczym się nie przejmując, skakały, obijały, biegały. Słowem, robiły wszystko co mogły, aby przebić piłkę nad siatką. Wszystkie z wyjątkiem jednej. Owszem, blondynka znajdowała się na boisku, jednak bez przeszkód można by zastąpić ją drewnianym klocem, i tak nikt nie zauważyłby różnicy. W porównaniu z nią zmieniona w słup soli żona Lota sprawiała wrażenie cierpiącej na ADHD. Dziewczyna martwym wzrokiem tępo wpatrywała przed siebie. Wątpliwe, by cokolwiek widziała. Jej duch najwyraźniej przebywał daleko poza murami szkoły. Niestety, ciało wciąż stało pośrodku sali gimnastycznej. Jego właścicielka miała okazję dobitnie się o tym przekonać, gdy nieco zbyt energicznie odbita piłka uderzyła dokładnie w sam środek jej czoła.
- Szulc! – rozdarł się wuefmen. – Co to miało być! Ty grasz, czy śpisz!
- Gram, gram – odparła dziewczyna. Jej głos brzmiał, jakby dobiegał z oddali. – Tylko się trochę zamyśliłam.
Poza tym incydentem, mgła przesłaniająca wzrok młodej panny Szulc rozproszyła się jeszcze tylko raz. Drużynie, do której należała, w końcu udało się zdobyć punkt.
- ZMIANA! – ktoś krzyknął.
Stało się. Nadszedł czas. Teraz blondynka miała serwować. W jej oczach pojawił się blask, którego wcześniej tam nie było. Rysy twarzy przybrały wyraz zdecydowania. Ruchy ciała stały się szybkie, zręczne oraz płynne. Serw. Zagrywka dolna. Precyzyjne, idealne uderzenie. Ani za słabe, ani za mocne. Piłka pięknym łukiem przeleciała nad siatką i…
…uderzyła w podłogę dokładnie tam, gdzie nikt się jej nie spodziewał. Punkt.
- Taaak – wysyczał stojący na balkonie chłopak. – Nada się doskonale.
Uśmiechnął się. Bardzo szeroko. Od ucha do ucha.
Dosłownie.
Gdyby ktoś wtedy na niego patrzył, zauważyłby, że zęby nastolatka nie dzielą się na siekacze, przedtrzonowe oraz trzonowce. Wszystkie wyglądały jak kły. Bardzo ostre kły. Całe szczęście, iż nikt go nie widział. W innym przypadku, uśmiech chłopaka stałby się czyimś ostatnim widokiem w życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aleey
PostWysłany: Wto 14:38, 13 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław


Maera Fey napisał:
Początkowo Willum chciał zaprotestować.

Literówka w imieniu.

Ogólnie żadna z tych historii nie porwała mnie całkowicie, ale jeśli musiałabym wybrać, to tylko ta ostatnia ma w sobie coś takiego, że chciałabym poznać jej ciąg dalszy. Pewnie przez to zakończenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Wto 15:04, 13 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Chyba zgodzę się z Aleey, choć pierwsze też nie jest złe. Powiem inaczej - masz fajne, ciekawe pomysły, naprawdę. I dodałaś ciekawe fragmenty - tutaj jakiś tam element zaskoczenia, tutaj zwierzak, tutaj mag. Wszystko bardzo super, tylko jest jeden mały szczegół - według mnie, warto by popracować nad stylem, żeby był wyraźniejszy. Czasami miałam wrażenie, że był zbyt potoczny, albo nieadekwatny do sytuacji, albo taki... no wiesz, wzorcowy. Tak, jakbym nie czytała czegoś Twojego, a przykładowe opowiadanie, wzór.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Śro 11:42, 14 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Dziękuję za wychwycenie literówki oraz inne uwagi. halska. trafiła w dziesiątkę. Pisania uczyli mnie głównie dziennikarze oraz poloniści. Żadna z tych grup (a już na pewno nie pierwsza) nie jest za przesadnym eksponowaniem siebie w tekście (no, chyba że piszesz felieton). Poza tym... gdy ostatnio pozwoliłam mojemu stylowi "wyjść na wierzch", dostałam niezbyt zachęcające opinie. O ile pamiętam, było tam coś o dziadku przy kominku, opowiadającym bajki wnuczętom oraz informacja, iż natychmiast powinnam prowadzić narrację w taki sposób i pisać tak jak inni. Od tego czasu właśnie to robię, trzymam się schematu. Aż do bólu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Śro 16:31, 14 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Ano, i to boli. Uważam za bezsens to, że kilka ocen wpłynęło na to, jak piszesz, na Twój styl. Po co pisać, skoro nie można w tym wyrazić, pokazać siebie? Skoro robisz coś pod schemat, tak sztucznie - to zrób to w artykule do gazety, okej. Kiedy bierzesz się za opowiadania - pokaż siebie. Komuś się nie spodoba? Trudno. Weź do serca cenne uwagi i ćwicz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fatamorgana
PostWysłany: Śro 18:26, 14 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Halska ma rację, bez sensu pisać coś pod schemat. Nawet jeśli twój styl nie jest doskonały, to powinnaś go ćwiczyć, nie sugerując się ludźmi, którzy mówią "pisz tak jak inni", bo to do niczego nie prowadzi. Nawet jeśli masz świetny pomysł, to pisząc pod schemat twoja powieść wtopi się w tłum innych i ludzie szybko o niej zapomną, a to nie jest dobrze Smile

Ale to tak tylko odnośnie waszej dyskusji, bo zamieszczonych fragmentów jeszcze nie przeczytałam, więc wypowiem się na ich temat dopiero kiedy nadrobię zaległości Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Czw 18:52, 15 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Hmm... Dobra, przyznam się. Niedawno napisałam coś "swojego" i posłałam na konkurs. Mam nadzieję, że nie ośmieszyłam się kompletnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fatamorgana
PostWysłany: Sob 19:29, 17 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


W końcu przeczytałam i muszę zgodzić się z Aleey. Ostatni fragment zdecydowanie najlepszy Smile

Powodzenia na konkursie. Daj znać jak poszło Smile
I nie obrazimy się, jeśli pochwalisz się tutaj tym tekstem Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Sob 21:01, 17 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Wyniki miały być już piętnastego, jednak z powodu dużej ilości nadesłanych prac ukażą się dopiero 1 kwietnia.
Proszę, nie obraźcie się, ale mam nadzieję, iż nie będę musiała umieszczać tutaj "Łowów". Dlaczego? Ponieważ, jeśli wygram konkurs, opowiadanie zostanie opublikowane w antologii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ew
PostWysłany: Sob 21:14, 17 Mar 2012 



Dołączył: 17 Mar 2012
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Moim zdaniem najlepiej wszystkie, bo:
a) zapowiadają się naprawdę ciekawie;
b) jak się już coś zaczyna, powinno się kiedyś skończyć, prawda? Poza tym pomyśl sobie, jak będziesz z siebie dumna, kiedy napiszesz całe opowiadanie i będziesz wpatrywać się w to symboliczne słowo na końcu: koniec. Wink)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Nie 8:18, 18 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Nie jestem dumna, gdy piszę "koniec". Owo odczucie nawiedza mnie dopiero, kiedy ktoś powie, iż stworzone przeze mnie dzieło jest coś warte.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Nie 9:36, 18 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Zgadzam się z Mearą, ale to nie znaczy, że Ew nie ma też racji - może warto pociągnąć do końca wszystko, a później zastanawiać się, co dalej? Szkoda by było, rzeczywiście, gdyby Twoje pomysly się zmarnowały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ew
PostWysłany: Nie 10:26, 18 Mar 2012 



Dołączył: 17 Mar 2012
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Oczywiście, że jest się dumnym głównie z tego powodu, iż komuś naprawdę podoba się nasze opowiadanie, jednak musisz przyznać, że pisząc ten przysłowiowy "koniec" czuje się w pewnym sensie zadowolenie, że się skończyło opowiadanie, dotrwało się do końca i się nie porzuciło historii.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
halska.
PostWysłany: Nie 13:57, 18 Mar 2012 



Dołączył: 02 Mar 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


to zależy, czy jest się zadowolonym i dumnym z samej historii.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maera Fey
PostWysłany: Śro 13:29, 21 Mar 2012 



Dołączył: 03 Mar 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok


Dla mnie najlepiej jest, gdy mam pierwszego czytelnika, czyli osobę, której mogę przeczytać wszystko, nawet jeszcze przed ukończeniem. Bez takiego wsparcia jakoś nie umiem czerpać z pisania radości.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie GMT

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 2
Idź do strony 1, 2  Następny
Forum www.prozaicy.fora.pl Strona Główna  ~  

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach